poniedziałek, 27 października 2014

WAŻNE

Hej.

Od razu przepraszam za brak rozdziału.

Pojawi się do kolejnego wtorku, tak myślę.

Ostatni mam dużo na głowię i brakuje mi czasu na wszystko.

środa, 15 października 2014

ROZDZIAŁ 8 '' Obiecaj, że mimo wszystko się nie poddasz?''

OD AUTORKI:
PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO NIC NIE DODAŁAM, ALE PO PROSTU BRAK WENY.
ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZONY I DODANY NA SZYBKO :)


KOMENTUJCIE TO DAJE MOTYWACJE KOCHANI!!



- Dlaczego zmieniłeś zasady gry?
- Masz z tym jakiś problem?
- Tak, oni nie mogą walczyć z nimi. 
- Niech zgadnę ... Boisz się, że twoja siostrzyczka umrze.?



Olivia Pov:


- Co teraz? - zapytała Jade, trzymając w ręce miecz. Wstaliśmy godzinę temu przez dźwięk oznaczający początek walki. Nie wiem co mam robić, nie wiem kiedy oni się zjawią.  Boję się starcia, które niedługo nadejdzie i co wtedy?
 Mamy ich zabić by sami przeżyć? To nie jest normalne.
Moje życie to jeden pierdolony żart, kurwa.
- Idziemy... - wyszeptał  Matt, który był na początku grupy wraz z Justinem.  
Miałam złe przeczucie co do dalszej podroży. 
Podbiegłam do Biebera, kładąc dłonie na jego klatce.
- Co jest maluszku? - spytał patrząc głęboko w moje oczy.
Maluszku?
Pff wielkolud się odezwał.
Nie miałam bladego pojęcia co odpowiedzieć. Nawet nie wiem  co mam teraz zrobić.
Następnym razem muszę pomyśleć zanim cokolwiek zrobię.
Wzruszyłam ramionami tak jakby zabrakło mi  języka w buzi.
Brunet przymknął oczy, chwytając moją twarz w dłonie. 
Poczułam jego ciepłe wargi na czole, a następnie wyszeptał do ucha.
- Będzie dobrze...

***

Cztery godziny później rozbrzmiał kolejny pisk, a po całym lesie rozniosły się  psychiczne krzyki i śmiech.
Moje serce przyśpieszyło, a ręka chwyciła mocniej noża.
Ustawiliśmy się w kółko, tworząc taką ochronę by moglibyśmy przetrwać. 

Musisz się skupić Noemi.

Dasz radę!

Uchyliłam głowę by nie dostać w nią czymś ostrym. W jednym momencie wybiegło 7 facetów. 
Każdy z nich miał jakiś sprzęt do zabijania. Stanęli na przeciwko nas, uśmiechając się w chory sposób.
Miałam dziwne wrażenie, że znam jednego z nich i wcale się nie myliłam.
- Kogo mu tu mamy? - zaśmiał się, rzucając nożem w górę i w dół. - Noemi, kochanie co Cię tu sprowadza? - Czułam na sobie pytające spojrzenie Justina jak i reszty. Zagryzłam wargę by pozbyć się kolejnych fal łez i wspomnień. Wyszłam z kręgu, podchodząc bliżej faceta- Montario. Dziwne imię, prawda? Jest on pół Hiszpanem, pół francuzem. Jego rodzice byli naszymi sąsiadami. Tak jak wielbiłam tego gnoja, tak go teraz nienawidzę. 
- Gdzie jest Brad? - zapytałam, kładąc rękę na plecach by wyczuć spluwę. 
Mój  skarb jest na swoim miejscu i ma tam pozostać. 
- Stęskniłaś się? - zapytał z kpiną.
- Co się stało? - wymamrotałam - Dlaczego wszystko pieprzycie co? Dlaczego się odwróciłeś, ... Zostawiłeś mnie tak samo jak Brad...  Mimo, że Ciebie tak bardzo nie cierpię, nadal wiem, że jesteś dla mnie jak brat... - wyszeptałam, unikając wzroku każdego oprócz niego. 
Manarto był wpatrzony w swoją bron jak w obrazek.
Miałam wrażenie, że się poddał, mylne wrażenie,
- Przestań pierdolić! - warknął, a jednocześnie wymierzył cios w mój brzuch.
Chwyciłam jego kolana, popychając do tyłu, tak, że mężczyzna leżał na ziemi.
Zaczęło się...
Zerknęłam na Nate'a , który mimo zranionej nogi  próbował walczyć. Podbiegłam do niego , zasłaniając go przed kolejnym ciosem. Zrobiłam unik, chwyciłam ręką ziemię i z całej siły kopnęłam napastnika w brzuch. Chwyciłam miecz, leżący na ziemi i podałam Nate'owi. Chłopak posłał mi lekki uśmiech i wziął się za walkę.
 Poczułam jak coś zimnego przebija mi ramię. Syknęłam z ból, odwracając się do Montario. Miał ten swój dumny uśmiech.
 Ten sam kiedy wygrywał ze mną w karty. Kiedy podczas zabawy w podchody wracał do domu i grał na konsoli, a ja jak idiotka go szukałam
. Nienawidzę go...
Kolejny cios został wymierzony w moje udo. Ból był gorszy niż poprzedni. Chwyciłam się tamtego miejsca. Zdałam sobie sprawę, że  teraz wspomnienia mnie niszczą. Słyszałam krzyk Nate i Jade równocześnie. Justin krzyczał coś niezrozumiałego w moją stronę, ale byłam na to głucha.

- Twój pierdolony brat gnije w ziemi. - wyszeptał, a wszystko co do tej pory trzymałam w sobie, wyszło na zewnątrz.  Wyjęłam  z paska pistolet i bez zastanowienia  wycelowałam w jego głowę.

 Uśmiech znikł z jago twarz, a mi to jedynie schlebiało.

- Spal się w piekle skurwysynie. - warknęłam, a następnie strzeliłam w sam środek czoła tego gnoja. Zwróciłam uwagę wszystkich, więc mieliśmy  przewagę. Dwa kolejne pociski trafiły w naszych przeciwników. jeszcze czterech.
- Justin ! - krzyknęłam kiedy koleś wymierzył mu cios w żebra. Chłopak zgiął się w pół, ale kiedy chciałam mu pomóc sama upadłam na ziemię przez rany zadane mi wcześniej.
Zaczęłam rozglądać się, szukając osoby, która przebywała najbliżej mnie.
Jade
Rzuciłam w jej stronę broń, krzycząc jej imię i żeby się tym zajęła.

 Dziewczyna chwyciła pistolet i wycelowała w kolejną osobę. Byłam pewna, że nie trafi z powodu jej stanu. Trzęsła się co jedynie powodowało jej problem w celowaniu. Modliłam się w myślach by wycelowała ponieważ boję się o Justina i nie chce by stała mu się krzywda.
Usłyszałam strzał i wrzask Jade. Trafiła prosto w serce przeciwnika.

Ma cela albo szczęście.

***

- I jak? - zapytałam Justina kiedy siedzieliśmy wyczerpani po drzewem. Chłopak nic nie powiedział, jedynie przyciągnął mnie do siebie. Dotykał delikatnie moich zabandażowanych ran, przynosząc mi ukojenie. Wtuliłam się bardziej w jego klatkę piersiową. Reszta już dawno spała pod kocami. Jedynie my nie potrafiliśmy oddać się w objęcia Morfeusza. . Czułam ,że to dopiero początek i spotka nas co gorszego.
Przyzwyczaiłam się do bólu fizycznego i psychicznego. Zastanawiam się co dzieję się w głowię Jade albo Nate'a. Dotychczas chodzili do szkoły nie przejmowali się krwią. Teraz, wszystko się zmieni. Nie ważne gdzie pójdą, wspomnienia ich dogonią i wymęczą.

Ziewnęłam, zakrywając dłonią uta. Justin położył się wraz ze mną na ziemi. Od momentu walki nie odezwał się ani słowem.
Ułożyłam głowę a jego piersi, patrząc na tą piękną twarz.
- Justin... - szepnęłam na tyle głośno by mnie usłyszał, ale on nadal był w swoim świecie.  - Justin powtórzyłam.

Nadal nic.


Usiadłam na nim okrakiem, a jego wzrok odnalazł mój.
Przejechałam palcem po jego szczęce by trochę się rozluźnił.
Jego mięśnie się spięły, ale ja na prawdę nie miałam zamiaru sprawić coś takiego.
Przysięgam ,że miał się kurwa rozluźnić.

- Myślisz,że przeżyjemy - spytał. Moje źrenice się rozszerzyły,  jamie zabrakło śliny.

O-on ma wątpliwości.

- Przestań! - warknęłam. - Damy radę, nie ma innej opcji. -  byłam pewna tego co mówię, bynajmniej taki miałam głos. W głębi serca obawiałam się tego samego.
- Skąd możesz to wiedzieć? - kolejne pytanie padło z jego ust.

Mógłby je użyć do czegoś innego.

- Przestań.. - powtórzyłam ,ale tym razem ciszej.
Po raz kolejny przejechałam, po jego szczęce. Miał ją ostro zarysowaną, a to wyglądało tak idealnie. Zjechałam wzrokiem na jego usta. Czy to normalne, że są perfekcyjnie w kształcie serca? Ułożyłam dłonie na jego policzkach, a on położył swoje na moich udach. W końcu spotkałam jego czekoladowe oczy. W jego źrenicach coś zabłysło, tak jakby iskierka szczęścia.
Czy jest do tego powodu?
Przybliżyłam się do niego jak blisko mogłam. Jego ramiona opląty mnie w talli. Czułam jak robię się spięta, a powietrze jest zbyt gęste by móc normalnie oddychać. Schowałam głowę w zagięciu jego szyi.  Powoli jechałam rękoma po jego rękach.  Czułam jak się relaksuje pod moim dotykiem. .
- Spójrz na mnie.. - wyszeptał do mojego ucha. Jego głos był tak bardzo delikatny i tajemniczy. Pokręciłam przecząco głową. Nie wiem czemu podjęłam taką decyzję. Bałam się, nie miałam odwagi chociaż do głupie skrzyżowanie wzroku.
- Spójrz na mnie. - Powtórzył. - Chce zobaczyć twoje piękne oczy. - dodał. Odsunęłam się od niego. Palcem podniósł mój podbródek i wtedy zdałam sobie sprawę jak blisko siebie jesteśmy. Nasze nosy się stykały, a jego oddech uderzał w moje usta. Przybliżałam głowę by po chwili go poczuć. Był strasznie słodki jak cukierek. Poruszaliśmy synchronicznie wargami. Włożyłam jedną dłoń w jego włosy, a drugą pod bluzkę. Czułam jak delikatnie podnosi mnie trochę wyżej. Otworzyłam usta by jego język spotkał się z moim. Kiedy tylko do tego doszło mój brzuch oszalał. Był tak bardzo wspaniały. Wystarczyła chwila, a ja poczułam jak jego kolczyk obija się o mój język.

O boże, on ma kolczyk!

Justin Pov:

Leżeliśmy obok siebie, wpatrując się w niebo. Czułem się niezręcznie po naszej sesji całowania.
Szczerze nie spodziewałem się, że zrobi o jeden krok więcej, ale nie żałuje.
Dawno chciałem to zrobić. Ta dawno, znamy się dopiero pięć dni. To jest śmieszne, że zaczyna czuć do niej coś więcej niż tylko pociąg seksualny.
Chwyciłem jej dłoń delikatnie pocierając kciukiem. Odwróciłem głowę w jej stronę by musnąć jej policzek.
-  Obiecaj, że mimo wszystko się nie poddasz? - zapytałem.
- Obiecuje.

poniedziałek, 6 października 2014

ROZDZIAŁ 7 ''W końcu życie jest zmianą bez której przypisana jest nam pewna śmierć.''

Od autorki

Jestem dość wcześnie z nowym rozdziałem, nie?
Tak, to takie podziękowanie za 9 komentarzy.

JESTEŚCIE NAJLEPSI.

Kocham was i do następnego.

KOMENTUJCIE KOCHANI



Olivia Pov:

- Jak się czujesz?- zapytałam, trzymając włosy Jade. Od 15 minut wymiotuje po specjałach tego psychopaty. Nie wiemy co jej zaszkodziło ponieważ każdy jadł to samo.

- Źle .. - wyszeptała by po chwili znowu opróżnić żołądek. 

Zerknęłam w stronę reszty. Byli oparci o drzewa, a na ich twarzach widniał uśmiech. Justin próbował rozpalić ognisko by było nam cieplej. Dzisiaj postanowiliśmy spędzić noc na dworze, tak żeby się trochę rozluźnić. Jest nawet ciepło, a niebo pięknie czyste. Widać każdą gwiazdę, która świeciła z całych sił. 
- Już jest dobrze. - mruknęłam, opuszczają włosy brunetki . Wstałyśmy i ruszyłyśmy do reszty. Ułożyłam Jade koło Nate'a, który op[opiekuńczo objął ją ramieniem.

Tu odnajdziemy coś nowego.

Usiadłam przy Justinie kiedy kazał nam podejść ponieważ ognisko było już gotowe. Przyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało kiedy poczułam gorące uczucie na mojej twarzy. Byliśmy w ciszy by odnaleźć się w własnych myślach. 

Jeszcze 11 dni..
Jutro powinniśmy mieć chwilę przerwy. 
''Czwartego dnia odpoczniecie''
Musimy zebrać siły na kolejne zadania. Ma być coraz gorzej, a ja czuje jak upadam. 
Nie dam rady iść dalej bez pomocy. Nie chce nikomu o tym mówić by nie zaczynać szału. Justin się trzyma, ale ja...
Może faktycznie Brad się pomylił.
Może to nie jest dla mnie.
Co jeżeli nie da mi się go zabić?
Co jeżeli nie będę miała wystarczająco dużo odwagi?
Mogę odejść..

- Przestań... - Justin wyszeptał w moją stronę, a po chwili powtórzył głośniej - Wszyscy przestańcie.
- Ale co? - zapytał Matt, wbijając wzrok w blondyna.
- Zastanawiać się co będzie dalej. - odpowiedział, przyglądając się swoim butom.
- Nie...- zaczęła Monic, ale Justin jej przerwał. 
- Nie kłam. - warknął.- Mam oczy kurwa i wiem  co się dzieje. Gdy tylko zapadła cisza każdy odpłynął. Im dużej będziecie się zastanawiać tym  bardziej będziecie się bać . - postanowiłam wciąć się w wypowiedz ciemnookiego.
- Spójrzcie ile już zrobiliście. Wjebaliście jakieś stworzenia - zaśmiałam się- ominęliście miny i kwas. Hej Jak na zwykłych ludzi to  potraficie bardzo wiele. Jestem pewna, że w siebie uwierzyliście, a to świadczy jedynie o waszej sile. Bez wiary nie było by niczego. Jeżeli się boicie to przestańcie. Ja i Justin nigdy nie odejdziemy i wraz z tym doprowadzimy was do domu. Rozumiecie? - zapytałam.
Na ich twarzach ujrzałam ulgę. - Oddam za was życie jak będzie taka potrzeba. Może i zginę, ale będę wiedziała, że jesteście bezpieczni. Każdy z was- zatrzymałam się by chwycić delikatnie dłoń Justina. Chłopak wydawał się zaskoczony moim gestem, ale już po chwili powtórzył mój ruch. - w przyszłości założy rodzinę i wyśle mi zdjęcie. - zaśmiałam się wraz z resztą. - i Nate, przepraszam za tą nogę... - wyszeptałam, patrząc prosto w jego oczy. 
- Jebnij się w głowę, a nie mnie przepraszasz. Jesteś tu i to wystarczy. - powiedział, a moje oczy zaczęły piec. Uśmiechnęłam się w jego stronę.

***

- Idź spać... - Justin stanął nade mną z groźna miną. Odwróciłam głowę w drugą stron, patrząc jak Nate próbuję uspokoić Jade po wiadomość jaką otrzymaliśmy kilka minut temu. Mianowicie Pan psychopata zmienił zasady gry. Znudziło mu się wymyślanie zadań dlatego p[postanowił, że od jutra będziemy uciekać by przetrwać. W całym  lesie będą jego ludzi którzy muszą nas zabić. Byłam wściekła.
Jakim prawem ten skurwiel zmienił zasady gry co? Nie miał do tego pierdolonego prawa. On jest chory psychicznie. 
Teraz... nic już nam, nie zostało. 
Niby jak mam wygrać z specjalnymi zabójcami co?
To jest nierealne by coś takiego było  możliwe kurwa.
Mimo wszystko nie mogę się poddać. Muszę ich chronić. Musze to przeżyć i się zemścić.

- Nie to nie. Trudno, ale będziesz musiała mnie znosić. - ten dalej tu jest. Blondyn usiadł obok mnie, patrząc w dal.  Czy on musi być tak kurewsko denerwujący. Czemu nie może iść do jakieś dziewczyny i ją pocieszyć? Zamiast tego będzie  tu siedział jak idiota. 
Faktycznie pożytecznie spędza czas.
- Wiem, że masz wątpliwości co do dalszych dni, ale będzie dobrze. - wyszeptał, unikając kontaktu wzrokowego . - Damy rade i przecież jak nie my to kto co? - zaśmiał się, ale nadal miałam wątpliwości. - Mała przestań się przejmować. Każdy kiedyś umrze...
- Justin ty nic nie rozumiesz... - przerwałam mu, a jednocześnie warknęłam..
On nic kurwa nie wie więc po chuj się udziela co?
Mógłby zamknąć mordę i mi po prostu potowarzyszyć, w ciszy.
Ale kurwa nie. On woli pierdolić swoje farmazony!

Poczułam jak jego dłoń chwyta moje kolano przez co przyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało..
- To mi powiedz... - wymamrotał, spoglądając w moją stronę.
- Nie mogę. Będziesz miał mnie za szmatę... - mój głos był strasznie słaby.
Wiem, że jak powiem mu prawdę to wszystko spierdolę.
- Nie .. Mimo wszystko nie będę miał o tobie takiego zdania.
- Na pewno? - wyszeptałam, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Tak, na pewno.- odpowiedział tym razem splatając nasze dłonie.
- Ja.. Ja od samego początku wiedziałam co nas czeka. - czułam jak jego dłoń mocniej chwyta moją. Nie wiem czy ze złości czy by dodać mi otuchy.
- Mój brat za nim.. prawdopodobnie umarł, wysłał mi list. Miałam w nim wszystko opisane. Każdy dzień, każdą sekundę. Właśnie dlatego byłam wszystkiego pewna. Teraz kiedy ten skurwiel zmienił zasady... Poczułam się słaba. Nie wiem co mam dalej robić. Musze dojść do samego końca i zabić tego, który zabił mi brata. - wyszeptałam. Czułam jak łzy zbierają mi się w oczach kiedy wspomnienia zaczęły wracać.


{WSPOMNIENIE}

- Co jest? - zapytałam leżąc na kanapie w naszym klubie. David stanął nade mną i wręczył mi białą kopertę. Spojrzałam na niego, ale on jedynie pokręcił głową. Ujrzałam łzy spływające po jego policzku.
Co jest?
Za nim zdążyłam, zadać pytanie chłopak przerwał mi .
- Przykro mi Noemi... - wyszeptał. Chciałam chwycić jego dłoń, ale się odsunął. Zerknęłam na kopertę i bez zastanowienia  rozerwałam ją by odczytać zawartość.

Hej Noe. 

Wiem, że dawno mnie nie widziałaś i zapewne nie zasługuje już na miano brata... 

Poczułam jak moje serce kuje . 

Muszę powiedzieć Ci coś ważnego.

Zapewne teraz już nie żyje.

Zamarłam powtarzając w kółko ostatnie zdanie.

Kochanie musisz być silna i pomścić moją śmierć. Steve ma list, który dokładnie Ci wytłumaczy daną sytuację.
Nie poddawaj się.

Zgniotłam kartkę, rzucając przez pokój.
On nie żyje..

{KONIEC WSPOMNIEŃ }

- Justin..., Proszę odezwij się . - wyszlochałam. Bałam się, bałam się jego reakcji na moje wyznanie. Chłopak nadal milczał, a ja nie potrafiłam już nic powiedzieć.
Trudno..
Tego właśnie oczekiwałam.
Wstałam z ziemi i ruszyłam w stronę dziewczyn. Za nim  jednak zrobiłam pierwszy krok, odwróciłam się w jego stronę.
- Przepraszam...

Gdzie jest ta dziewczyna, która stała z dwoma warkoczykami i lalką w ręce?
Ta mała dziewczynka której uśmiech sprawiał szczęście u innych.
Nie była przyczyną bólu i łez.
Gdzie !?
No gdzie ona jest !?
Tak, faktycznie dojrzała.
Teraz stoi w rozpuszczonych włosach i nożem w ręce.
To ona powoduje ból i łzy.
Wyrosła ze świata o kolorowych barwach.
Nie ma już dla niej wyjścia.
Żyje bo musi, a nie chce.
Świat w jej oczach jest czarny, bez uczuć.
Mimo, że tyle razy obiecała sobie poprawę. Nie potrafiła..

Tak, tą dziewczyną jestem ja.

Justin Pov:

- Przepraszam... - wyszeptała, a następnie ruszyła do reszty.
Nie wiem co powiedzieć .
To nie jest ta, że jestem zły.
Ja po prostu nie wiem co mam o tym myśleć.,
Po co to przede mną ukrywała?
Rozumiem jak musi się uczuć.
Straciła brata, którego teraz chce pomścić.
Zrobił bym to samo, ale nie wiem czy okłamał bym ekipę.
Teraz jesteśmy jak jedna wielka rodzina więc nie możemy przed sobą łgać.
Musze jutro z nimi porozmawiać. Wiem, że będziemy mieli mało czasu, ale tu nie ma miejsca na tajemnice.
Gramy w jednym zespole i musimy być szczerzy albo zginiemy jak kłamliwe psy kurwa.

Nie wiem co czuje...
Może wszystkie uczucia wygasły.

Nie, to nie jest możliwe.
To wszystko mnie już meczy.
Jak mogę być kimś, kim nie chce być.
Mogłem po prostu odezwać się do Noemi i pozwolić jej mówić dalej.
Zamiast tego byłem tak zdziwiony jej wyznaniem, że nie potrafiłem nic powiedzieć.
Czy to dziwne?
Może i tak, ale muszę z nią jak najszybciej porozmawiać. Nie lubię kiedy jest między nami źle.

To tak jakby część mnie odpłynęła.
To uczucie rozpierdala mnie od środka.
Dlaczego?
Pierwszy raz  spotkałem dziewczynę, która ma ten sam sposób życia. To sprawia, że w pewny sensie mnie do niej ciągnie. Znałem tyle osób, nadal znam osoby, które żyją z zabijania, ale dopiero u niej zobaczyłem ten ból kiedy nie może czegoś zrobić.

Wiem, że w pewnym sensie moje życie nie przypomina bajki.
Czasami zastanawiam się czy Bóg otacza mnie jakąś specjalną ochroną mimo moich błędów.
Wiele  razy słyszałem, że zmieniłem się i z powodu Boga i bez jego pomocy.
Byłem obrzucany wulgaryzmami przez to jaki jestem . Byłem jednym z powodu zawiedzenia się na kimś.
Ciągłe głosy w mojej głowie, trąbiły o zmianie w innego człowieka.
Ja i tak wiem swoje.
W końcu życie jest zmianą bez której przypisana jest nam pewna śmierć.

Nie ukrywam,  że czasami mam ochotę by cofnąć czas. Móc ponownie stanąć na rozwidleniu dróg. Spojrzeć ponownie na drogowskazy i podążyć prawidłową ścieżką.

Wstałem, a następnie skierowałem się w stronę którą poszła Noemi. Brunetka siedziała przy pniu drzewa i najprawdopodobniej liczyła liście. Kucnąłem przed nią, kładąc dłonie na jej kolanach.
- Czego chcesz?- wymruczał, chwytając w dłoń liścia.
To chyba ja powinienem być zły nie ?
- Możesz być milsza? - spytałem, chwytając jej podbródek w swoją dłoń by na mnie spojrzała.
- Przepraszam... - wymamrotała- dlaczego się nie wściekasz? - jej głos był drżący, a ja widziałem w jej soczewkach wodę, która za chwilę przemieni się w łzę.
- Stwierdziłem, że w życiu są rzeczy i osoby o które chce walczyć do samego końca


czwartek, 2 października 2014

ROZDZIAŁ 6 ''Mamo czy tak miało wyglądać moje życie?''




Justin Pov:

- Pobudka! - krzyk Matta drażnił mój słuch. Miałem ochotę wstać i mu wykurwić, ale nie mogłem ponieważ piękna dziewczyna leżała na moim torsie.. Podniosłem powieki, czując się jak nowo narodzony. Matt za wszelką cenę próbował każdego wyprowadzić każdego z drewnianej budowli. Gdzie mu się tak śpieszy?

Kurwa.

Rozszerzyłem oczy, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie nam grozi. To nie długo wybuchnie.

Delikatnie podniosłem Noemi w ślubny sposób, tak by jej nie obudzić i ruszyłem do wyjścia. Najgorsze było zejście w dól, z drzewa. Postanowiłem wraz z Lukiem, że będziemy ją sobie podawać. Nasze zejście trwało wiecznie, ale w końcu postawiłem nogi na zimnej trawie.

Każdy z nas wyglądał tragicznie. Mieliśmy podkrążone oczy, które lśniły czerwienią. Nasze ubrania były brudne i podarte. Już nawet nie będę wspominać o włosach. Płakać mi się chce na myśl jak wyglądają moje piękne włoski.

 Czułem zmęczenie mimo, że przed chwilą się obudziłem. Oprócz tego stres był ogromny i pogarszał mój stan. Zerknąłem na brunetkę, a pierwsza rzeczą, która rzuciła się w oczy były czerwone jak ogień policzki. Była blada oprócz wcześniej podanych miejsc.

Wskazałem Jade by do mnie podeszła. Dziewczyna chwiejącym krokiem ruszyła w moja stronę. Jej chód nie wróżył nic dobrego. Jeżeli czegoś nie wymyśle umrzemy z wycieczenia. 

- Wyjmij z mojego plecaka koc termiczny. - powiedziałem. Dziewczyna zrobiła to co kazałem. Ułożyłem Noe na foli, a następnie okryłem szczelnie jej zmarznięte ciało. Przyłożyłem dłoń do jej czoła, czując palącą energię.

Jest kurwa źle.

- Jak się czujecie? - zapytałem. Nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. Byli bez jakichkolwiek sił, a to dopiero trzeci dzień. Nie wiem co mam robić. Noemi jest przeziębiona, Nate nie może chodzić bez pomocy. Czy mogło być gorzej? Oczywiście, że tak. Czekało nas jeszcze 11 dni walki o życie kurwa.

- W moim plecaku są jeszcze dwa koce. Dziewczyny weźcie je. W drugim plecaku są trzy, więc reszta też ma się okryć. - wymamrotałem, polewając chustę, zimnym płynem na okaleczenia by następnie ułożyć ją na głowę brunetki. 

- A co z tobą? - Nate wyszeptał, przyglądając się moim poczynaniom. 
- Dam sobie radę. - mój głos był pewny, ale w głębi serca wiedziałem, że mogę popaść w jakieś gówno. Nie mamy jedzenia ani picia. Nic. Święcimy pustkami. Uniosłem ponownie jej ciało i skierowaliśmy się w dalszą drogie.

Jeżeli nie przeżyje... Obiecuje, że będę nawiedzać tego skurwysyna.

 Nigdy nie myślałem, że wplącze się w coś takiego.
Czy to jest jakiś pierdolony film? 
Dobra, trzeba spróbować chociaż tego. 
Złożyłem ręce do modlitwy na tyle ile pozwalały mi możliwości. 

Długo z Tobą nie rozmawiałem, znaczy z Tobą Boże. Od kilku lat nie potrafiłem się do Ciebie odezwać. Jednak teraz jesteś moją ostatnią deską ratunku.
Proszę Cię nie zabieraj mi nikogo z tych osób. Wiem, że tylko ty możesz nam pomóc. Spójrz, tylko ja jestem tu bo na to zasłużyłem.
Nate, Jade, Matt, Monic, Luke i przede wszystkim Noemi nie powinni przechodzić przez takie coś. 
Może tak miało być, ale jesteś po to by nas chronić. Jeżeli ty nie masz na to wpływu.  Przekaz swoją siłę naszym aniołom stróża. 

- Będzie dobrze... - wyszeptałem. Miałem nadzieję, że chociaż trochę uda mi się podnieść drużynę na duchu. 

***


Trzy godziny bez jakiejkolwiek przerwy. Szliśmy w milczeniu. Moje myśli były wypełniony wspomnieniami z dzieciństwa. Nie potrafiłem się odezwać ani zatrzymać, gdybym to zrobił nie ruszył bym dalej. Nie ważne jakie wybiorę wyjście i tak będzie źle. Uczyła was kiedyś nauczycielka tragizmu? Na pewno tak. Dosłownie czułem się jakby wciągnęli mnie w jakiś pierdolony mit. Gdzie Fatum zapadło w moim życiu. Mogę podjąć dwie decyzję. Zatrzymać się lub iść dalej. Jak sądzicie w którym wyborze nie ma minusów? W żadnym. 

Moje kroki jak i reszty stawały się wolniejsze i cięższe.
W pewnym momencie poczułem uścisk na bluzce. Noemi miała podniesione powieki, a wyraz twarzy ukazywał zdezorientowanie.

- Co się dzieje? - wyszeptała. Posłałem jej uśmiech, który wątpię, że go przypominał.
- Musieliśmy iść dalej, a miałaś gorączkę więc nie budziliśmy Cię. - przez chwilę przetwarzała moje słowa. Powoli jeździła dłonią po okryciu by po chwili rzucić wzrokiem na resztę.


- Czemu nie masz koca?- zapytała. Jej głos był słaby i cichy. Teraz wyglądała zupełnie jak niewinna dziewczynka.
- Nie ma więcej, a po drugie dam sobie radę. - uśmiechnąłem się i delikatnie postawiłem ją na ziemi.

Kurwa! Mogłem ja dalej nieść!

- Masz... - mruknęłam, ściągając z siebie ochronę i wyciągając ja w moja stronę. Rozszerzyłem oczy nie wierząc w to co usłyszałem.

Może ona jednak się o mnie martwi co? 

Pokiwałem przecząco głową na co Noemi chciała coś powiedzieć. Jednak znałem idealny argument.
- Przestań. Spójrz jak jesteś ubrana, a co ja mam na sobie huh? Chyba mam lepiej kochanie. - ostatni wyraz wyszeptałem tak by tylko ona mogła mnie usłyszeć. Myślałem, że mnie uderzy albo się obrazi, ale Noemi jedynie uśmiechnęła się w moja stronę i już o własnych siłach ruszyła dalej.

Może nie słyszała? 

***

Każdy kolejny krok sprawiał, że moje ciało przechodził dreszcz. Nie wiem ile idziemy i w którym kierunku. Wiem jedynie tyle, że robi się późno ponieważ słońce zachodzi. Jestem głodny, spragniony i zmęczony. Miałem ochotę położyć się na ziemi i już nie wstać, ale gdybym to zrobił ukazał bym swoją słabość, a to nie może się wydarzyć. Powoli kroczyliśmy przed siebie, czekając na kolejne wymagające zadanie. 

Zerknąłem na każdego po kolei. Czuli to samo co ja, jednak Noemi wyglądała zupełnie inaczej. Nawet głupi zauważył by, że jest przeziębiona. Mało tego! Ona wyglądała jak zwłoki człowieka. Zrobiłem trzy kroki do przodu by zrównać jej tempu. Machałam jedną rękę zupełnie ignorując moje przybycie. Gdy się jej przyjrzałem, jej oczy były straszne. Pierwszy raz widziałem w nich pustkę. Nic, żadnych emocji . Brak strachu, szczęścia czy smutku, a nawet wściekłości. Tak jakby ktoś wyssał z niej całą energię. 

Szturchnąłem ja w bok by zwróciła na mnie uwagę, ale to było na nic. Zero jakiegokolwiek kontakt z dziewczyna. Ostatecznie postanowiłem chwycić jej dłoń. Miałem nadzieję, że to zwróci na mnie swoją rękę i kiedy chciałem się poddać, poczułem jak jej ręką zaciska się na mojej, a kciuk delikatnie jeździł po wierzchu mojej dłoni. Uśmiechnąłem się do siebie by następnie znaleźć siłę w lepsze dni, które muszą w końcu nadejść.

Olivia Pov:

Było mi strasznie gorąco, a jednocześnie zimno. Nie miałam siły by dalej żyć. Pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja. Nie czuje niczego mimo, że chce. Moje serce bije inaczej, tak jakby wolniej. Przez cały czas trzymałam dłoń Justina. Nie chciałam jej puścić. Bałam się, że kiedy to zrobi stracę go, a teraz jest mi bardzo potrzebny. Mogę tylko dziękować Bogu za jego obecność. Przed tym jak zasnęłam wierzyłam, że wszystko się uda. Teraz chce po prostu szybkiej i nie męczącej śmierci. Najlepiej niech mi odetną głowę. Szybkie rozwiązanie i bez przeszkód.

 Czasami chciałabym przenieść się w inny wymiar. Bez bólu i łez, które niszczą mnie od środka. Moje dzieciństwo nie było jak z bajki. Mogłam to zmienić gdybym tylko starała się iść samotnie. Teraz, kiedy jestem w “gangu“, a do tego drużynie w pierdolonym lesie... Nic nie idzie po mojej myśli. 

Mamo czy tak miało wyglądać moje życie?
Nie pamiętam Cię ani nigdy Ciebie nie ujrzę. To boli... Dzieci wyśmiewały się ze mnie, a to jedynie budowało moja nienawiść do ludzi.
Mamo...
Kochasz mnie?
Czy teraz jak na mnie patrzysz, jesteś dumna? Noemi zastanów się! Kto był był dumny z zabójcy.
Mamo... Chciałabym byś tu była...
Brad powiedział mi kiedyś, że zostawiłaś mu kartkę, której nie może mi pokazać.
Mamo co na niej było?
Ciągle powtarzał: “ Na zewnątrz twarda jak skala, w środku delikatna jak płatek róży.“
Czy to było tam napisane?  
Mamo czy tego właśnie chciałaś?
Jeżeli tak to ... Spełniło się. Właśnie taka jestem. Zimna z wyglądu, gorąca w sercu. 

Codziennie zastanawiam się jak wyglądało by moje życie gdybyś przeżyła. Tato nie był by zły, a Brad nie cierpiał by tak bardzo. Mamo czy to wszystko musi być takie ciężkie?

- Noemi? - głos Justina wzbudził mnie z transu, a mój wzrok odnalazł jego.
- Wiesz o co tu chodzi? - zapytał, wskazując na stół pełen jedzenia. Bez zastanowienia się chciałam skosztować tych potraw, ale głos Jade mi to utrudnił.

- Dzieciaki życzę wam smacznego. A i tak na marginesie to nie zwykle jedzenie. Są tam zapakowane różne prezenty np. Pajączki. - spojrzałam w jej kierunku. Trzymała mały list, który zniszczył wszystko.

- Co robimy? - spytałam, chowając kosmyk włosów za ucho. Justin nadal trzymał moja dłoń i nie miał zamiaru jej puścić.

Dzięki Bogu. 

- Jeżeli chcemy przeżyć to musimy to zjeść. - mruknął. Pociągnął mnie w stronę stołu. Miałam odruch wymiotny, widząc pająki na jedzeniu.

Pokaz im, że muszą to zrobić.
Dasz radę!

Puściłam rękę Biebera by sięgnąć po pierwszą lepszą rzecz. Był nią pączek, wyglądał normalnie, więc pewnie wzięłam pewny gryz. Momentalnie pożałowałam mojej decyzji gdy poczułam coś śliskiego i pełzającego w mojej buzi. Zamknęłam oczy i zaczęłam przełykać jedzenie.  Kilka razy jedzenie wracało do mojej jamy z żołądka. Położyłam dłoń do buzi by nie zwymiotować. Gdy w końcu wszystko miałam już połknięte. Otworzyłam buzie by coś powiedzieć, ale widok mnie zaskoczył. Każdy z moich przyjaciół jadł jedzenie na sile. 

Byłam z nich dumna. Nie przestraszyli się tego czegoś. Oni stają się silniejsi, a to daje mi motywacje na kolejne dni. Mam nadzieję, że to przeżyjemy, a te pająki nam nie zaszkodzą. 

Koniec użalania się nad sobą.



OD AUTORKI

Nie wiem jak to możliwe, że udało mi się coś takiego napisać. Ciągle miałam sprawdziany i w chuj zadań.

DLATEGO PROSZĘ. KOMENTUJCIE.