środa, 15 października 2014

ROZDZIAŁ 8 '' Obiecaj, że mimo wszystko się nie poddasz?''

OD AUTORKI:
PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO NIC NIE DODAŁAM, ALE PO PROSTU BRAK WENY.
ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZONY I DODANY NA SZYBKO :)


KOMENTUJCIE TO DAJE MOTYWACJE KOCHANI!!



- Dlaczego zmieniłeś zasady gry?
- Masz z tym jakiś problem?
- Tak, oni nie mogą walczyć z nimi. 
- Niech zgadnę ... Boisz się, że twoja siostrzyczka umrze.?



Olivia Pov:


- Co teraz? - zapytała Jade, trzymając w ręce miecz. Wstaliśmy godzinę temu przez dźwięk oznaczający początek walki. Nie wiem co mam robić, nie wiem kiedy oni się zjawią.  Boję się starcia, które niedługo nadejdzie i co wtedy?
 Mamy ich zabić by sami przeżyć? To nie jest normalne.
Moje życie to jeden pierdolony żart, kurwa.
- Idziemy... - wyszeptał  Matt, który był na początku grupy wraz z Justinem.  
Miałam złe przeczucie co do dalszej podroży. 
Podbiegłam do Biebera, kładąc dłonie na jego klatce.
- Co jest maluszku? - spytał patrząc głęboko w moje oczy.
Maluszku?
Pff wielkolud się odezwał.
Nie miałam bladego pojęcia co odpowiedzieć. Nawet nie wiem  co mam teraz zrobić.
Następnym razem muszę pomyśleć zanim cokolwiek zrobię.
Wzruszyłam ramionami tak jakby zabrakło mi  języka w buzi.
Brunet przymknął oczy, chwytając moją twarz w dłonie. 
Poczułam jego ciepłe wargi na czole, a następnie wyszeptał do ucha.
- Będzie dobrze...

***

Cztery godziny później rozbrzmiał kolejny pisk, a po całym lesie rozniosły się  psychiczne krzyki i śmiech.
Moje serce przyśpieszyło, a ręka chwyciła mocniej noża.
Ustawiliśmy się w kółko, tworząc taką ochronę by moglibyśmy przetrwać. 

Musisz się skupić Noemi.

Dasz radę!

Uchyliłam głowę by nie dostać w nią czymś ostrym. W jednym momencie wybiegło 7 facetów. 
Każdy z nich miał jakiś sprzęt do zabijania. Stanęli na przeciwko nas, uśmiechając się w chory sposób.
Miałam dziwne wrażenie, że znam jednego z nich i wcale się nie myliłam.
- Kogo mu tu mamy? - zaśmiał się, rzucając nożem w górę i w dół. - Noemi, kochanie co Cię tu sprowadza? - Czułam na sobie pytające spojrzenie Justina jak i reszty. Zagryzłam wargę by pozbyć się kolejnych fal łez i wspomnień. Wyszłam z kręgu, podchodząc bliżej faceta- Montario. Dziwne imię, prawda? Jest on pół Hiszpanem, pół francuzem. Jego rodzice byli naszymi sąsiadami. Tak jak wielbiłam tego gnoja, tak go teraz nienawidzę. 
- Gdzie jest Brad? - zapytałam, kładąc rękę na plecach by wyczuć spluwę. 
Mój  skarb jest na swoim miejscu i ma tam pozostać. 
- Stęskniłaś się? - zapytał z kpiną.
- Co się stało? - wymamrotałam - Dlaczego wszystko pieprzycie co? Dlaczego się odwróciłeś, ... Zostawiłeś mnie tak samo jak Brad...  Mimo, że Ciebie tak bardzo nie cierpię, nadal wiem, że jesteś dla mnie jak brat... - wyszeptałam, unikając wzroku każdego oprócz niego. 
Manarto był wpatrzony w swoją bron jak w obrazek.
Miałam wrażenie, że się poddał, mylne wrażenie,
- Przestań pierdolić! - warknął, a jednocześnie wymierzył cios w mój brzuch.
Chwyciłam jego kolana, popychając do tyłu, tak, że mężczyzna leżał na ziemi.
Zaczęło się...
Zerknęłam na Nate'a , który mimo zranionej nogi  próbował walczyć. Podbiegłam do niego , zasłaniając go przed kolejnym ciosem. Zrobiłam unik, chwyciłam ręką ziemię i z całej siły kopnęłam napastnika w brzuch. Chwyciłam miecz, leżący na ziemi i podałam Nate'owi. Chłopak posłał mi lekki uśmiech i wziął się za walkę.
 Poczułam jak coś zimnego przebija mi ramię. Syknęłam z ból, odwracając się do Montario. Miał ten swój dumny uśmiech.
 Ten sam kiedy wygrywał ze mną w karty. Kiedy podczas zabawy w podchody wracał do domu i grał na konsoli, a ja jak idiotka go szukałam
. Nienawidzę go...
Kolejny cios został wymierzony w moje udo. Ból był gorszy niż poprzedni. Chwyciłam się tamtego miejsca. Zdałam sobie sprawę, że  teraz wspomnienia mnie niszczą. Słyszałam krzyk Nate i Jade równocześnie. Justin krzyczał coś niezrozumiałego w moją stronę, ale byłam na to głucha.

- Twój pierdolony brat gnije w ziemi. - wyszeptał, a wszystko co do tej pory trzymałam w sobie, wyszło na zewnątrz.  Wyjęłam  z paska pistolet i bez zastanowienia  wycelowałam w jego głowę.

 Uśmiech znikł z jago twarz, a mi to jedynie schlebiało.

- Spal się w piekle skurwysynie. - warknęłam, a następnie strzeliłam w sam środek czoła tego gnoja. Zwróciłam uwagę wszystkich, więc mieliśmy  przewagę. Dwa kolejne pociski trafiły w naszych przeciwników. jeszcze czterech.
- Justin ! - krzyknęłam kiedy koleś wymierzył mu cios w żebra. Chłopak zgiął się w pół, ale kiedy chciałam mu pomóc sama upadłam na ziemię przez rany zadane mi wcześniej.
Zaczęłam rozglądać się, szukając osoby, która przebywała najbliżej mnie.
Jade
Rzuciłam w jej stronę broń, krzycząc jej imię i żeby się tym zajęła.

 Dziewczyna chwyciła pistolet i wycelowała w kolejną osobę. Byłam pewna, że nie trafi z powodu jej stanu. Trzęsła się co jedynie powodowało jej problem w celowaniu. Modliłam się w myślach by wycelowała ponieważ boję się o Justina i nie chce by stała mu się krzywda.
Usłyszałam strzał i wrzask Jade. Trafiła prosto w serce przeciwnika.

Ma cela albo szczęście.

***

- I jak? - zapytałam Justina kiedy siedzieliśmy wyczerpani po drzewem. Chłopak nic nie powiedział, jedynie przyciągnął mnie do siebie. Dotykał delikatnie moich zabandażowanych ran, przynosząc mi ukojenie. Wtuliłam się bardziej w jego klatkę piersiową. Reszta już dawno spała pod kocami. Jedynie my nie potrafiliśmy oddać się w objęcia Morfeusza. . Czułam ,że to dopiero początek i spotka nas co gorszego.
Przyzwyczaiłam się do bólu fizycznego i psychicznego. Zastanawiam się co dzieję się w głowię Jade albo Nate'a. Dotychczas chodzili do szkoły nie przejmowali się krwią. Teraz, wszystko się zmieni. Nie ważne gdzie pójdą, wspomnienia ich dogonią i wymęczą.

Ziewnęłam, zakrywając dłonią uta. Justin położył się wraz ze mną na ziemi. Od momentu walki nie odezwał się ani słowem.
Ułożyłam głowę a jego piersi, patrząc na tą piękną twarz.
- Justin... - szepnęłam na tyle głośno by mnie usłyszał, ale on nadal był w swoim świecie.  - Justin powtórzyłam.

Nadal nic.


Usiadłam na nim okrakiem, a jego wzrok odnalazł mój.
Przejechałam palcem po jego szczęce by trochę się rozluźnił.
Jego mięśnie się spięły, ale ja na prawdę nie miałam zamiaru sprawić coś takiego.
Przysięgam ,że miał się kurwa rozluźnić.

- Myślisz,że przeżyjemy - spytał. Moje źrenice się rozszerzyły,  jamie zabrakło śliny.

O-on ma wątpliwości.

- Przestań! - warknęłam. - Damy radę, nie ma innej opcji. -  byłam pewna tego co mówię, bynajmniej taki miałam głos. W głębi serca obawiałam się tego samego.
- Skąd możesz to wiedzieć? - kolejne pytanie padło z jego ust.

Mógłby je użyć do czegoś innego.

- Przestań.. - powtórzyłam ,ale tym razem ciszej.
Po raz kolejny przejechałam, po jego szczęce. Miał ją ostro zarysowaną, a to wyglądało tak idealnie. Zjechałam wzrokiem na jego usta. Czy to normalne, że są perfekcyjnie w kształcie serca? Ułożyłam dłonie na jego policzkach, a on położył swoje na moich udach. W końcu spotkałam jego czekoladowe oczy. W jego źrenicach coś zabłysło, tak jakby iskierka szczęścia.
Czy jest do tego powodu?
Przybliżyłam się do niego jak blisko mogłam. Jego ramiona opląty mnie w talli. Czułam jak robię się spięta, a powietrze jest zbyt gęste by móc normalnie oddychać. Schowałam głowę w zagięciu jego szyi.  Powoli jechałam rękoma po jego rękach.  Czułam jak się relaksuje pod moim dotykiem. .
- Spójrz na mnie.. - wyszeptał do mojego ucha. Jego głos był tak bardzo delikatny i tajemniczy. Pokręciłam przecząco głową. Nie wiem czemu podjęłam taką decyzję. Bałam się, nie miałam odwagi chociaż do głupie skrzyżowanie wzroku.
- Spójrz na mnie. - Powtórzył. - Chce zobaczyć twoje piękne oczy. - dodał. Odsunęłam się od niego. Palcem podniósł mój podbródek i wtedy zdałam sobie sprawę jak blisko siebie jesteśmy. Nasze nosy się stykały, a jego oddech uderzał w moje usta. Przybliżałam głowę by po chwili go poczuć. Był strasznie słodki jak cukierek. Poruszaliśmy synchronicznie wargami. Włożyłam jedną dłoń w jego włosy, a drugą pod bluzkę. Czułam jak delikatnie podnosi mnie trochę wyżej. Otworzyłam usta by jego język spotkał się z moim. Kiedy tylko do tego doszło mój brzuch oszalał. Był tak bardzo wspaniały. Wystarczyła chwila, a ja poczułam jak jego kolczyk obija się o mój język.

O boże, on ma kolczyk!

Justin Pov:

Leżeliśmy obok siebie, wpatrując się w niebo. Czułem się niezręcznie po naszej sesji całowania.
Szczerze nie spodziewałem się, że zrobi o jeden krok więcej, ale nie żałuje.
Dawno chciałem to zrobić. Ta dawno, znamy się dopiero pięć dni. To jest śmieszne, że zaczyna czuć do niej coś więcej niż tylko pociąg seksualny.
Chwyciłem jej dłoń delikatnie pocierając kciukiem. Odwróciłem głowę w jej stronę by musnąć jej policzek.
-  Obiecaj, że mimo wszystko się nie poddasz? - zapytałem.
- Obiecuje.

4 komentarze: